niedziela, 30 grudnia 2012

I po świętach ...

Jakoś czasu był braki przed świętami i w trakcie, a także i zaraz po ... ale już mi głupio było tak się nie odzywając :) Czas i wolne ucieka strasznie szybko ... .
Przed świętami nawet nie miałam czasu myśleć o świętach ... a gdy tylko nastał weekend chciałam jak najwięcej czasu spędzić z G. w końcu, a potem nastały święta i też spędzaliśmy czas razem.
W Wigilię na 6:00 szłam do pracy, straszna ślizgawica była i całe szczęście, że tak blisko mam. A w pracy co ... siedzenie w narożnej sali (bo na dwóch ścianach okna są i wszystko widać czy ktoś idzie czy nie) i tak siedziałyśmy po ciemku. A co niech myślą, że przedszkole zamknięte :) Później się trochę zdenerwowałam, bo głupia rozmowa wynikła, a jakoś dla mnie nie jest problemem wstać wcześnie rano, gdybym miała po co to bym nawet wolała tak wcześniej wstać i nawet iść do pracy. Później to już takie krzątanie się w domu z kąta w kąt aż do kolacji Wigilijnej. Prezenty udane, no a jak tacie da się dezodorant to zadowolony, a kryminał to już w siódmym niebie :) Mama dostała sweterek, G. porządny i ciepły sweter, dezodorant i coś słodkiego, jego mama dostała golf (moja mama kupiła sobie okazał się o wiele za duży, swoje kosztował a lepiej dać jako prezent niż miało by się wyrzucić) i coś słodkiego. No i jakoś w tym roku Pasterka nam wypadła, bo mnie już zmorzył sen ... :)
W Boże Narodzenie śniadanko i pojechaliśmy do mojej ciotki po babcię, przywieźliśmy i zaraz pojechaliśmy do cioci G. na obiad. Jak zwykle przejadłam się strasznie, nasłuchaliśmy się oczywiście tyle, że aż uszy bolały i gdy tylko była okazja ewakuowaliśmy się :P
Drugi dzień świąt to już obiad u mnie w domu, już wszystko na spokojnie i leniwie :)
Kolejne dni też leniuchowe i sklepowe, a także dość stresujące. Okazało się, że przegląd auta miałam do 27 grudnia (zorientowaliśmy się dzień później) G. pojechał ze mną na przegląd i ... trach poszły hamulce ... na szczęście nie zatrzymał dowodu rejestracyjnego i prosto do mechanika tylko trzeba było kawał drogi zajechać bez tych hamulców, ja jadąc tylko kawałek myślałam, że się popłaczę, panika jak nic.  Na szczęście G. pojechał. Mechanik przyjął, chociaż nie odzywali się nic a nic czy go zrobią czy nie po zamknięciu warsztatu się odezwali, kasę skasowali i nic nie powiedzieli. A na przeglądzie się okazało, że hamulce fatalne na granicy dozwolonego zatwierdzenia przeglądu w dodatku okazało się, że światła mam za nisko ustawione ... teraz już wiem dlaczego tak fatalnie mi się jeździ gdy jest ciemno :/ W nowym roku na kilka dni idzie na warsztat i mają zrobić całość to co mówiliśmy do zrobienia a nie jeden fragmencik, jak to zrobili ... .
W tej chwili skończyłam piec ciastka na Sylwestra i mimo iż wyglądem nie grzeszą zwłaszcza te pierwsze co mi się posklejały to w smaku są rewelacyjne ;)

A teraz troszkę zdjęć ... głównie ciuchów :)
 Bluzeczka - dostałam od G. Bardzo podoba mi się ten wzór na bluzce :) A prócz bluzki dostałam także cienie do powiek z Avonu (czarny i biały), oraz zestaw trzech obrazków na ścianę :) Wybierałam pod kątem ulubionego koloru brąz - beż, który oczywiście pasuje do tapety w pokoju (zielona) a tu w sobotę była niespodzianka bo pojechaliśmy wybrać nowe tapety do mnie i będą ... szare! Ale i tak będą pasować :)
Sukienka - prezent od taty (no powiedzmy, że od niego, a raczej za pieniążki co były od niego ;)) Ostatnio jakoś mam manię na paski choć do szczupłych nie należę w każdym bądź razie ja tak uważam, ale jakoś te szerokie paski tak nie pogrubiają, a do tego bardzo podoba mi się ten zamek z tyłu :)
 Sweterek - prezent od mamy, czy ja wspominałam, ze uwielbiam brąz :) Sweterek już sprawdzony i jest strzałem w dziesiątkę :)
A tak sama za swoje zaoszczędzone pieniążki kupiłam sobie kilka rzeczy:
 Muszę się tu przyznać, że nie przepadam za tym kolorem. Jak kogoś widzę w czerwieni to o fajnie, ale ja w nim sama sobie się kompletnie nie podobam, ale jak to przymierzyłam ... to mi się spodobało :)
 Brązowa spódniczka, zdecydowałam się na nią bo posiadam już taką granatową, kusiła mnie czerwona albo żółta, ale jakoś wyglądałam w nich dziwnie ... i grubo :P
 Bluzka oversize - po raz pierwszy taką kupiłam, bo na ogół wolę rzeczy dopasowane (nie za ciasne!), ale perspektywa lata w pracy (głównie siedzenia w przedszkolnym ogrodzie na słońcu) skusiła mnie do niej bo w końcu jak będzie upał nie będę się kisić w krótkim rękawku, a ta bluzka jest idealnym wyjściem z tej sytuacji nawet jak ubiorę pod nią bluzkę na ramiączkach :)
Teraz pewnie powiecie, że mam się puknąć w głowę bo gdzie tam lato, ale miałam dla niej też inne przeznaczenie, bo zastanawiałam się nad ubraniem jej w sylwestra wraz z pokazaną brązową spódniczką, ale w ostateczności zdecydowałam się na pasiastą sukienkę, którą także pokazałam wyżej :)
 Legginsy - na zdjęciu wyglądają na czarne, ale są granatowe i co dziś sprawdziłam bardzo wygodne :)
Tą bluzeczkę kupiłam jeszcze przed świętami ale jako iż nowa to postanowiłam pokazać razem z tymi :) no i jak w sukience urzekł mnie głównie zamek z tyłu, bo czaszki zauważyłam dopiero w domu :P

Dziś chciałam wam pokazać stylizację, ale niestety pogoda nie dopisała, a jednak chora nie chciałam być, bo moja odporność w tym roku marnie się ma ... .

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Czas ucieka ...

Strasznie szybko ten czas leci ... w każdym bądź razie z mojego punktu widzenia ;) Poprzedni tydzień był strasznie napchany, zabiegany i męczący ... w pracy przygotowywanie prezentów dla rodziców, przygotowywanie przedstawienia, a w dodatku mnie zaczęły zęby boleć ... cudem w tym samym dniu dostałam się do dentysty. A tu psikus zęby zdrowe, rtg i okazało się, że to przez zatoki ...  ufff. Ale skoro już zawitałam w progi sadysty to został mi wyczyszczony kamień z zębów ... szczegół, że po wizycie szłam na kurs i wyglądałam jak zombie :P Wszystko było dobrze do dnia następnego gdy po zapisanym antybiotyku fatalnie się czułam, a popołudniu musiałam wrócić na przedstawienie ... ale było super, z dzieci jestem wręcz dumna bo dały z siebie wszystko :) Mali gwiazdorzy! :)
W weekend zjazd ... mimo iż mi się nie chciało nic zbytnio to jakoś w sobotę ten cały dzień przeżyłam, a było też lepiej bo już czuję się o wiele lepiej :) Kolokwium z angielskiego było dosyć proste, tylko cze egzamin też taki będzie, czy babka robi podpuchę :/ Pieron wie, bo na zajęciach strasznie wymagająca, a kolokwium takie w miarę było, że ja co poszłam na kurs od podstaw i z zajęć ze studiów ucząc się tylko słówek coś tam napisałam to chyba nie ma najgorzej ... no ale zobaczymy jak będą wyniki ... .Najśmieszniej było na emisji głosu ... ćwiczenie prawidłowego oddychania i jak nas facet sprawdzał i upominał : niżej żuchwa, otwórz gardło, podtrzymaj przeponę ;) Chociaż jak już potem się wie co to oznacza i co trzeba zrobić to też inaczej :) Wieczorem powrót był ciężki, bo w Mysłowicach mgła że ledwie było coś widać! Masakra! Przy silesii już był jakiś wykładek i potem jak do siebie wjeżdżałam to kolejny ... straszne ... .
Na następny dzień też czekało nas siedzenie do wieczora, a tu niespodzianka, rektorowi tak się spodobało spotkanie Wigilijne które zorganizowali studenci, że ogłosił godziny rektorskie, aż nam trudno było uwierzyć, bo miałyśmy mieć też zaliczenie z Logopedii z elementami emisji głosu ... . No ale skoro ogłosili to ogłosili, wszyscy wykładowcy poszli to czemu my mamy siedzieć :P I dzięki temu zdążyłam jeszcze sobie wstąpić do MDK na Jarmark i kupić trzy taśmy ozdobne :)
I nawet dzisiaj mi fajnie dzień zleciał ... :)

Muszę się pochwalić bo jakiś czas temu zgubiłam jeden z moich ulubionych kolczyków i nawet nie wiecie jak byłam szczęśliwa, że jeszcze te same kolczyki udało mi się znaleźć w sklepie :) Bardzo je lubię bo są lekkie, małe i  ... mają coś w sobie ;)
Na uczelni za to kupiłam trzy bransoletki, które mi bardzo odpowiadają, bo są lekkie, nie przeszkadzają mi w niczym i wybrałam trzy moje ulubione kolory : beżowy, szary, czarny :)
 No i też jakiś czas temu udało mi się odnaleźć wisiorek z sówką, który mi się zapodział ... a znalazł się w samochodzie ... a ja szukałam w domu pod szafami przekonana, że mój słodki kociak mi porwał i ukrył pod szafą jak już to robiła z innymi rzeczami ;)

niedziela, 9 grudnia 2012

Prawie normalny weekend

Prawie ... bo w sobotę czekało mnie seminarium, ale mimo wszystko okazało się interesujące i fajne. Dziewczyny narzekają, że promotorka im nie podała propozycji a wg mnie to już nie licencjat by korzystać z pomocy, a poza tym każdy ma jakieś swoje zainteresowania, prawda? Zresztą ja na licencjacie sama sobie wymyśliłam temat pracy może i źle zrobiłam, ale dobrnęłam z nim do końca ... teraz cóż nie wiem czy to jest do końca to bo chciałam w innej formie mój temat, by się odnosił do ćwiczeń które prowadzę w przedszkolu, ale z drugiej strony badać samą siebie? Mija się z celem. Póki co mój temat brzmi : Stymulacja rozwoju mowy dziecka 4 letniego w przedszkolu. No nic zobaczymy co to będzie ... . I w sumie dość dużo zrobiliśmy z metodologii do naszych tematów na brudno ... co mnie cieszy, bo na licencjacie ciężko było o jakąś pomoc i wytłumaczenie co i jak.
Po zajęciach do domu na obiad i z G. jechaliśmy do Silesi na spotkanie z Amandą i K. Najpierw kilka sklepów ... ja w sumie nic nie znalazłam nie licząc, że wiele mogłabym kupić w Empiku ale na wiele rzeczy szkoda mi kasy :P No i już kilka rzeczy wcześniej kupiłam tak więc na siłę nie ma co kupować. Amandzie przekazałam szkatułki, które na całe moje szczęście się podobały ;) Ufff, zawsze się zastanawiam i stresuję, czy trafię w czyjś gust ... . No i kurcze po raz kolejny czas zleciał nie wiadomo kiedy! Aż żal było jechać do domu ... .
Dziś za to dużo zmarzłam i najchętniej nie ruszałabym się z domu ... , mimo iż zimę ze śniegiem nawet lubię ;)


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Bez dostępu do sieci

Czy Wam czas także tak szybko ucieka?
Bo ja praktycznie skupiam się na pracy i studiach... pracę ledwie we wrześniu rozpoczęłam a tu już początek grudnia! Kiedy ten czas zleciał to ja na prawdę nie wiem.
Akurat gdy miałam chęć napisać (oczywiście w momencie gdy wykonywałam na raz kilka innych rzeczy "na wczoraj" to mnie mój narzeczony uziemił z internetem, ale jak widać dzisiaj już wszystko gra, szkoda tylko, że trzeba było na to kasę wydać... zdzierstwo!)
Poza tym jak się okazało dostałam premię do wypłaty i mogłam sobie kupić kurtkę zimową z którą i tak miałam problemy, bo kupiłam pierwszą, ale nie byłam jej pewna bo z takiego dziwnego materiału była zrobiona ... w końcu ją oddałam i kupiłam w diversie... na stronie internetowej określona jest jako brąz, ale dla mnie to jakiś taki bliżej nie określony kolor ... i znalazłam rewelacyjne spodnie dla siebie ;) Troszkę kosztowały, ale jakieś porządne trzeba mieć i w końcu co się nie robi dla spodni w których uważa się, że się wygląda szczuplej? ;)

Akurat też idealnie czasowo wpadły mi do rączek pieniążki za zamówienia - szkatułki oraz kilka nieplanowanych kartek, w tym dwie ekspresowe, i kilka z zachomikowanych, ale z tego co widziałam wszyscy bardzo zadowoleni co mnie bardzo cieszy ;)
Czy Was też męczą te szare-ponure dni? Bo ja mam dość ... nie dość, że od piątku miałam masę pracy i z niczym się nie wyrabiałam, to byłam też strasznie zmęczona i śpiąca ... wczoraj na wykładzie myślałam, że zasnę ... i nie wiele brakowało ... . 
Dzisiaj w pracy już masa rzeczy do zrobienie ... ale wszystko co dla mnie najlepsze, czyli same manualne cuda i cudeńka ;)
Ostatnio troszkę miałam doła, bo na nic nie mam czasu, nie mam z kim się spotkać i pogadać ... a G. co chwile do przyjaciela chodzi i spędzają czas, gdy ja mam uczelnię ... . Ale staram się myśleć pozytywnie i już cieszę się na sobotnie spotkanie z Amandą i K. :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Dzień Pluszowego Misia

Dzisiaj w przedszkolu był Dzień Pluszowego Misia, każde dziecko miało przynieść swojego misia, a dwie nauczycielki przygotowały przezabawne przedstawienie! Mam je nagrane! ;)
Poza tym to jestem zmęczona po całym wczorajszym dniu na uczelni ... męczące tyle godzin siedzieć. Ale humory mimo wszystko dopisywały ;) Musiałabym się zabrać za referaty, a jeszcze kilka innych rzeczy mam do zrobienia, a czasu coraz mniej ... eh.
Sobotę w końcu spędziłam z G, choć co to jeden dzień ...

wtorek, 20 listopada 2012

Walka z choróbskiem ...

Od ponad tygodnia się męczyłam z bólem gardła, aż w końcu w weekend na uczelni miałam już kompletnie dość i trzeba było się wybrać do lekarza ... tak dostały mi się dwa antybiotyki - dawka powalająca konia, to czemu nie bakterie, czy tam wirusa? - plus witaminy, wapno, coś przeciw bólowego, przeciw infekcji i tabletki na gardło. Szczegół, że jak wczoraj zaczęłam brać te pięć tabletek to miałam wrażenie, że trzecia mi już staje w gardle, to i tak tą największą mogłam rozpuścić ... ufff!
Weekend na uczelni no cóż jak wspominałam dość męczący ... ale dotrwało się do końca. Tym bardziej, że w sobotę były trzy godziny angielskiego ... jak mnie ta kobieta irytuje! Wrrr!
W pracy ... jeśli patrzeć na interakcje w sali to dobrze, gorzej poza nią, bo bywa nieciekawie jak na przykład dzisiaj, ale szkoda na to słów i nerwów. I nie poprawiły mi humoru zakupy, tylko dopiero wizyta u fryzjera. Od razu lepiej ;) Niby nie wiele się zmieniło, a ja czuję się jak nowo narodzona!